Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artur Adamski dla Dziennika Zachodniego: Kapitał społeczny

Artur Adamski
Pod pojęciem kapitału społecznego przyjęło się uważać przede wszystkim taki poziom zaufania, jakim świat pracy obdarowuje tzw. klasę polityczną, różne grupy społeczne, organy państwa czy po prostu ludzie siebie nawzajem.

Jeśli kapitał społeczny jest duży, to ludzie ufają państwu i np. wierząc w jego dobre intencje, nie gromadzą zbędnych zapasów z obawy przed nagłym podniesieniem podatków czy innymi decyzjami, skutkującymi wzrostem cen. Wiele też inicjatyw gospodarczych, społecznych czy kulturalnych może wtedy być uruchamianych natychmiast, po krótkich ustaleniach choćby telefonicznych, a nie drogą żmudnie negocjowanych umów obwarowanych dziesiątkami prawnych klauzul i potwierdzanych notarialnie.

Wysoki kapitał społeczny pozwala na takie funkcjonowanie przedsiębiorstw, że możliwe jest w nich zwrócenie się przez pracodawcę do zatrudnionych „słuchajcie, mamy kłopoty, zamiast w tym miesiącu premie będą w następnym” a oni wiedząc, że szefowi nie chodzi o kupienie sobie kolejnego mercedesa, odpowiadają „no trudno, nie cieszymy się z tego, ale się zgadzamy, bo jeśli tak mówisz, to znaczy, że innego wyjścia nie ma”. Wysoki kapitał społeczny pozwala dogadać się właścicielom firmy ze związkami zawodowymi, bo dzięki temu kapitałowi i jedni, i drudzy znają łączący ich obszar wspólnych interesów. Umożliwia on też podejmowanie decyzji handlowych czy produkcyjnych na podstawie wymiany wiadomości mailowych. Dzięki niemu wszystko dzieje się szybciej, z jakimiś aktywnościami już się rusza, zanim jeszcze formalnie podpisana zostanie konkretna umowa. Bo jeśli ten kapitał zaufania jest, to każda ze stron ma pewność, że nie zostanie przez partnera wystawiona do wiatru, że wszystko działo się będzie tak, jak się jeszcze przedwstępnie, na tzw. gębę umówiono. Takie standardy owocują masą korzyści, a likwidują ryzyka napięć, nieporozumień, strat i wszelkiego rodzaju zastojów.

Już w latach dziewięćdziesiątych wiodące media wraz z wyniesionymi do władzy rozpoczęły niekończące się biadolenie nad rzekomo niskim w Polsce kapitałem społecznym. Nie brakowało przy tym utyskiwania owych samozwańczych autorytetów nad tym, jaki to marny naród trafił im się do rządzenia. Uprzywilejowani immunitetami i godnościami państwowymi często zapadali w urojenia wyższościowe o skali tak patologicznej, że realizowanie ich najbardziej elementarnych obowiązków zastępowali pogadankami emitowanymi na ekranach telewizorów. I choć bełkot kolejnych ministrów nie pozostawiał wątpliwości, że do czynienia mieliśmy z bałwanami, którym nikt poważny łopaty do ręki by nie dał, to jednak z ich twarzy biło przekonanie o łasce, jaką narodowi wyświadczają odczytywaniem z telepromptera swoich kocopałów. Zwykle złożonych z perorowania o tym, jakim to niewdzięcznym i niesfornym ludem są ci niedorośli do demokracji Polacy. Bo nie dość, że kłótliwi, to swą wrodzoną zawiścią zdolni do budowy przede wszystkim „polskiego piekiełka”.

W podobnym duchu coraz częściej odzywają się różni nieszczęśnicy, przez postkomunistyczną propagandę wykreowani na rzekomych geniuszy ekonomii. A przecież wszystko, co osiągnęli, da się skwitować prastarą żydowską mądrością, według której „drogo kupić, tanio sprzedać i złe się ożenić potrafi każdy idiota”. Rzecz jasna, jeśli bohater tego powiedzonka funkcjonuje w skali jedynie osobistej, to jest to jego problem. My jednak miewaliśmy takich u samego steru państwa. I to powinno nas raz na zawsze nauczyć, jak dla Polski zgubna może być cnota nadmiernego zaufania.

Najbardziej wstrząsające wspomnienie Bronka Wildsteina z początków transformacji ustrojowej dotyczy rozmowy z uczestniczącymi w jej uruchamianiu. Kiedy pojawiła się kwestia ciężarów, jakie spadną na miliony Polaków, padło pytanie, jak w sprawie tej się z nimi komunikować. I od razu pojawiła się odpowiedź: „Nic im nie mówić!”. Owe „nic im ni mówić” może służyć za życiowe motto tej mającej się za elitę grupy beneficjentów transformacji. Traktując miliony jako „onych”, których w ogóle nie należy informować o swoich wobec nich zamiarach, sama siebie zaliczyła ona do kategorii nie żadnych liderów, lecz kogoś mentalnie bliższego handlarzom niewolników. I właściwymi im zachowaniami wypełniła sporą część gospodarczej historii ostatniego trzydziestopięciolecia. W iluż firmach załogi słyszały, że muszą zaciskać pasa, zapomnieć o podwyżkach, pożegnać się z funduszem socjalnym, a wszystko po to, by stawiając firmę na nogi, wspólnie zebrać potem owoce poświęceń i wytężonego trudu. A potem okazywało się, że kiedy rzeczywiście zakład, drogą potulnej ofiarności jego załogi, w końcu wychodził na prostą, to za rogiem czekał już jego nowy właściciel, mający w nosie wszystkie deklaracje poprzednika, a swe rządy rozpoczynający od cięć kadrowych i płacowych.

Co więc w jakże licznych kręgach doświadczających takich praktyk zostać mogło z kapitału społecznego? A jakiż to kapitał zaufania budowali sternicy państwa, samymi decyzjami administracyjnymi czy sądowymi doprowadzając do likwidacji jedna po drugiej wszystkich polskich firm branży komputerowej tak długo, aż cały ten sektor zanikł zupełnie? Jakby na urągowisko po latach procesów właścicielowi największego z bezprawnie zlikwidowanych przedsiębiorstw sąd tytułem odszkodowania przyznał pięć tysięcy złotych. W takich momentach mniejsza już o to, że pięciu tysiącom pracowników tak potraktowanej firmy ostatecznie odechciało się pokładać nadzieje na przyszłość we własnym państwie. Tym bardziej, że po wykwalifikowane kadry przedsiębiorcy z innych państw z wielką ochotą często sami wyciągają własne ręce. A do budowania czegokolwiek w takim, w którym decyzją administracyjną czy sądową najbardziej wartościowe składniki gospodarki można unicestwić i nie ponieść za to żadnej kary, chętnych oczywiście będzie mniej. Takie są skutki zabijania społecznego kapitału zaufania. Czyli głównej specjalności tego polskiego nieszczęścia, którego życiowym mottem było owe mentorskie „nic im nie mówić!”.

Biadolący dziś nad niskim poziomem kapitału społecznego, mimo posiadanych tytułów naukowych, pomyślunku nie mają nawet tyle, by wiedzieć, że zaufania nie buduje się apelami czy utyskiwaniami. Jeśli ludzie to dla kogoś motłoch, któremu „nic nie należy mówić”, to dlaczego się dziwi, że mu potem nie wierzą? Jak się oszukuje, to liczyć można tylko na zaufanie durniów lub sklerotyków. Bo w każdej działalności wybrać można dwie strategie - kupca albo pirata. Kupiec musi dbać o swą wiarygodność, bo jak będzie oszukiwał, to zrazi do siebie klientów. A pirat zajmuje się tylko łupieniem, skutkiem czego każdy złupiony nie chce już znać pirata. Ten jednak ma zwykle oleju w głowie choć tyle, by nie kierować swej oferty do wcześniej już złupionych. Nasi piraci tej prostej zasady widać nie pojmują i stąd ich kuriozalne apele o zaufanie. No i czyż nie trzeba mieć móżdżku mniejszego niż ptasi, by nie pojmować, że jeśli mamy niedostatek kapitału społecznego, to jest to wyłącznie wina rządzących, a nie rządzonych?

Kapitał społeczny to cenna rzecz, na którą w ostatnich kilkudziesięciu latach zasługiwali bardzo nieliczni z rządzących naszym krajem. Na progu lat 90. miał on w Polsce poziom absolutnie rekordowy. Bez tego już ułamek ciężarów, jakie wówczas zrzucono na barki społeczeństwa, doprowadziłby do rozerwania całej klasy politycznej na strzępy. Ten kapitał więc był, i to ogromny, ale oddany został w ręce niegodnych go ludzi. Powszechne, rekordowe, a jak się okazało, niczym nieuzasadnione zaufanie do rządzących dla rządzonych okazało się być jak powszechne zaplatanie sobie postronków na własnych szyjach. Kiedy więc dzisiaj znów słyszymy biadolenie o niedostatku zaufania, to zastanówmy się, czy autorzy tych apeli są tymi, w których można je pokładać.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera