Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji wpisało Krzanowice do rejestru gmin, na obszarze których, używane są również nazwy w języku mniejszości.
- Tablice są już zamówione. Na razie dla czterech miejscowości, bo z powodu popełnionego błędu, z Wojnowicami musimy zaczekać - mówi Manfred Abrahamczyk, burmistrz Krzanowic.
W dokumentach przygotowanych dla resortu omyłkowo wpisano nazwę "Wojnowitz".
- Powinno być przez "i", a ktoś przez nieuwagę wpisał "j" i nazwę zakwestionowano - tłumaczy Abrahamczyk.
Z powodu tego błędu radni musieli raz jeszcze podjąć w tej sprawie uchwałę przyjmując już poprawną wersję, a potem trzeba było wszystko znów wysłać do ministerstwa.
O obcojęzyczne tablice od lat zabiega lokalne Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców Województwa Śląskiego (DFK). Krzanowice, w których do niemieckiej narodowości przyznaje się ponad 20 procent mieszkańców, były jedną z pierwszych gmin w Polsce, które złożyły stosowne wnioski w ministerstwie. Tymczasem, od września ubiegłego roku, podwójnym nazewnictwem posługują się m.in. w niedalekich Łubowicach w gminie Rudnik. Na rogatkach miasta, obok polskich nazw, pojawiły się tablice z napisem: "Lubowitz". To była pierwsza miejscowość w Polsce, która w ten sposób zaczęła manifestować swoją przynależność kulturową.
- Wzorowaliśmy się na Opolszczyźnie, ale w końcu udało nam się ją wyprzedzić. Radlau (czyli Radłów, woj. opolskie - red.) ustawił tablice już po nas - mówi Leonard Wochnik z Towarzystwa im. Eichendorffa, które od początku mocno zaangażowane było w przedsięwzięcie.
We wsi, w której na każdym kroku słychać język niemiecki, nie doszło też do zdarzeń, jakie miały miejsce na Opolszczyźnie, po ustawieniu znaków z obcojęzycznymi nazwami.
- Tam tablice były niszczone. U nas mieszkańcy oraz goście, którzy tu przyjeżdżają, są z nich dumni - zapewnia Leonard Wochnik.
W gminie Radłów, gdzie w ub.r. ustawiono 67 tablic z niemieckimi nazwami dochodziło do dewastacji.
- W ciągu miesiąca mieliśmy kilka takich incydentów. Ktoś zamalowywał napisy farbą. Na szczęście mamy to już za sobą - mówi Włodzimierz Kierat, wójt Radłowa. - Sądzę, że było to raczej zwykłe chuligaństwo, niż jakieś demonstracje wymierzone w naszą mniejszość niemiecką - dodaje.
Urzędnicy zmyli z tablic farbę i poprosili policję, by zwracała na nie większą uwagę.
- Mamy nadzieję, że takie incydenty się nie powtórzą. Uważamy, że było warto starać się o podwójne nazewnictwo - dodaje Kierat.
Mniejszość niemiecka oraz urzędnicy z Krzanowic liczą na to, że ich tablice zostaną ciepło przyjęte i do podobnych zdarzeń, jakie miały miejsce na Opolszczyźnie, nie dojdzie.
- Nie mam nic przeciwko niemieckim nazwom. Tutaj sporo osób ma korzenie niemieckie. To ukłon w ich stronę - mówi Piotr Drzymała, mieszkaniec Krzanowic.
Część mieszkańców pamięta jeszcze jak na rogatkach miejscowości wisiały zupełnie inne nazwy.
- W czasie drugiej wojny światowej nasz Bojanów nazywał się Kriegsbach. Pamiętam, jak potem zrzucano te tablice - wspomina Brunon Frank, mieszkaniec Bojanowa. - Teraz powrócono do o wiele starszych nazw, które funkcjonowały jeszcze przed wojną. Zawieszą Boianov - dodaje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?