Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Orszak śląskich kolędników. Felieton Marka Szołtyska, historyka i znawcy Śląska

Marek Szołtysek
Unikalne zdjęcie z 1937 roku przedstawiające orszak kolędników z Bełku, przy drodze z  Rybnika do Orzesza. Od prawej stoją: anioł, śmierć, król Herod, diabeł, starosta, Turek i Żyd
Unikalne zdjęcie z 1937 roku przedstawiające orszak kolędników z Bełku, przy drodze z Rybnika do Orzesza. Od prawej stoją: anioł, śmierć, król Herod, diabeł, starosta, Turek i Żyd archiwum Marka Szołtyska
Dzisiaj kolędowanie farorza oficjalnie nazywa się odwiedzinami duszpasterskimi. Ta tradycja wywodzi się z czasów dawnych, kiedy proboszczowie mieli przywilej, by zbierać od parafian darowizny. Chodzili więc od domu do domu. Najpierw rozmawiali o tym, jak się gospodarzowi powodzi, a potem przechodzili do targowania się o powinności.

Takiego kolędowania pozazdrościli ludzie biedni, ale niepozbawieni fantazji i też chodzili po kolędzie od Bożego Narodzenia do Trzech Króli. Ich sytuacja była trudniejsza, bo żadne prawo nie nakazywało tych kolędników wynagradzać, co zmuszało ich do pomysłowości. Przebierali się, przygotowywali rekwizyty, układali śmieszne wierszyki, uczyli się śpiewać kolędy - i tak przygotowani ruszali między domostwa.

W ten sposób dorabiali sobie kilka groszy czy zbierali w naturze jakieś jajka, owoce, pierniki, kiełbasy czy inne jedzenie. Czasami gospodarze poczęstowali ich jakąś nalewką albo winem i zdarzało się, że kolędnicy tracili stopniowo kontakt z rzeczywistością. Z tego powodu dochodziło czasami do awantur czy kradzieży. Jednak głównym powodem kolędowania była zabawa i chęć zebrania jakiegoś świątecznego jedzenia. A takie chodzenie kolędników „po chałpach” było znane w wielu regionach Polski, także na Śląsku.
Pochodziło ono jeszcze z czasów średniowiecza, kiedy Śląsk był częścią Polski. Tyle tylko, że śląskie kolędowanie wyglądało trochę inaczej.

U nas kolędnicy nie chodzili z drzewem, z rajem, ani z krakowskimi szopkami. Nawet nie na całym Śląsku w orszaku kolędników kroczył król Herod, Turek czy Żyd. Wydaje się zatem, że śląska tradycja kolędników miała chyba mniejszy rozmach i byli to zazwyczaj tylko chłopcy poprzebierani za pasterzy. Mówiło się wtedy, że po kolędzie chodzą „pastuszki”. A być może ta skromność śląskich kolędników to efekt dopiero drugiej połowy XIX wieku, kiedy z powodu rozwoju przemysłu na Śląsku, wzrosła zamożność i bieda nie była już przynaglającym powodem masowego kolędowania.

W tym sensie od około stu lat śląskie kolędowanie powoli zanika, ale pozostaje jeszcze odwiedzanie się ludzi w okresie świąteczno-noworoczno-trzejkrólowym. Takie odwiedziny też czasami nazywa się kolędowaniem. To jednak wygląda trochę inaczej. Wówczas wszyscy wspólnie zasiadają przy stole, śpiewają kolędy, próbują swoich świątecznych smakołyków i winszują sobie, czyli składają świąteczno-noworoczne życzenia.

A można je sobie powinszować według tradycyjnej śląskiej formułki, która brzmi: „Winszujymy Wom szczynścio, zdrowio, błogosławiyństwa Bożego od Ponboczka miłego na tyn Nowy Rok, na powszystkie lata, póki żyć bydziecie, a po śmierci Królestwa Niybieskigo!”. Wówczas odbierający powinszowania odpowiada: „Dej Panie Boże!”, zaś winszujący kończy: „Amyn!”.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera