Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święto wąsów. Felieton Marka Szołtyska, historyka, znawcy Śląska

Marek Szołtysek
Moja babcia Agnieszka – rocznik 1906 i jej starsza siostra Maria – rocznik 1904, należały do pokolenia, które chodziły jeszcze do szkoły w czasach, gdy Śląsk był częścią cesarstwa niemieckiego. A kiedy rozmawiałem z nimi o ówczesnej szkole, to wspominały, że wakacje letnie nie wyglądały tak jak dzisiaj, że pod koniec czerwca na szkolorzy czeka ponad dwa miesiące wolnego. Wówczas chodziło się do szkoły do połowy lipca i wolne było dopiero na żniwa, by dzieci mogły pomagać rodzicom w pracach polowych.

Wtedy ciotka Maryj powiedziała rzecz ciekawą, że dzieci każdego roku sprawdzały w kalendarzu dzień 15 czerwca. Jak wypadło to w tygodniu – to była radość. Dlaczego? Bo wtedy była rocznica koronacji cesarskiej ówczesnego władcy Niemiec i Śląska też – cysorza Wilusia, czyli Wilhelma II Hohenzollerna. Z tego powodu w szkołach dzieci miały wolne. Choć te wolne, to może za dużo powiedziane. Dzieci szły do szkoły, ale nie miały wtedy lekcji, tylko była pogadanka o zasługach cesarza a potem wszyscy szli do kościoła „na Mszo za cysorza”.

Choć cesarz był ewangelikiem, to widocznie niemieccy urzędnicy szkolni uważali, że msza katolicka mu nie zaszkodzi a przy okazji rocznica jego koronacji z 1888 roku to okazja do krzewienia niemieckiego patriotyzmu wśród śląskich dzieci. A faktem jest, że wśród oficjalnych tytułów cysorza Wilusia było nie tylko „Wilhelm z Bożej Łaski cesarz niemiecki, król Prus /…/” ale też „suweren i wielki książę Śląska /…/”. Trzeba tutaj jednak powiedzieć prawdę, że okres rządów tego cesarza, to jeden ze złotych okresów rozwoju Śląska. Oczywiście nie z powodu tego władcy - który delikatnie mówiąc, geniuszem nie był - ale z powody rozwoju gospodarczego.

Po prostu śląski przemysł górniczy i hutniczy wtedy kwitł a ludziom żyło się naprawdę dobrze. Przykładem jest tutaj mój pradziadek Alojz, ojciec wspomnianej babci i ciotki, który mając dziewięcioro dzieci z jednej górniczej pensji wybudował czteromieszkaniowy familok, dokupił kawałek pola i jeszcze rower. Tak, relatywnie rower był wtedy w cenie dzisiejszego samochodu. Dlatego nie powinno dziwić, że spora część Ślązoków staje się wtedy lojalnymi poddanymi cesarza, których potocznie nazywano - wilusiowcami.

Oczywiście, ten lojalizm prysnął jak bańka mydlana, gdy cesarz wywołał pierwszą wojnę światową a Ślązoki musiały za niego walczyć i umierać na froncie. Zresztą cały ten kult cesarza i jego święto w połowie czerwca było płytkie. Bo kiedy zapytałem babcię i ciotkę: Kim był ten Wiluś? Odpowiedziały: Taki cysorz z wąsiorami, czyli z wąsami. Czy zatem owego dnia szkoły miały wolne z powody cesarskich wąsów? Oczywiście że nie, ale też te wąsy w cesarskim kształcie były wówczas bardzo modne, co widać na wielu fotografiach z czasów, gdy dzień 15 czerwca był na Śląsku wolny od zajęć lekcyjnych.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera