Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szołtysek: Śląskie sierotki

Marek Szołtysek
Ślązoki i - jak to się mówi na Śląsku - inni ludzie z Polski, mają parę wspólnych cech. Jedną z nich jest lęk przed byciem „sierotą”, czyli ofermą, borokiem, klipą, czy jak się też w Polsce mówi - wsiokiem. To taka ambitna cecha, która nie pozwala, aby jakoś rażąco odstawać od innych ludzi z wielkiego świata.

Więc Polacy nie chcąc być sierotami, muszą koniecznie wiedzieć, że przykładowo nazwę stolicy Francji wymawia się „Pari”. Gdy ktoś jednak na końcu wymówi głoskę „S” i zabrzmi to „PariS” - to z niego jest wtedy niedouczona wiejska sierota. Tak, ta polska dbałość o zasady czytania francuszczyzny jest denerwująca, bo przecież Niemcy w słowie „PariS” wymawiają to ostatnie „S” i jakość sierotami nie są i nie przeszkadza nam to w kupowaniu ich samochodów.

U Ślązoków zaś ten kompleks przed sierotami i kulturowym sieroctwem widać w denerwującej modzie na spolszczanie śląskich nazw. Zatem nie chcąc być rzekomym sierotą, światowy Ślązok zamiast nazwać swoje regionalne ciasto po prostu i po śląsku „kołocz” - nazywa go „kołAcz”. Proszę sprawdzić sobie w pierwszej lepszej cukierni, gdzie są prawie wyłącznie „kołAcze” i „kołAczyki”, zamiast „kołocze” i kołoczyki” albo „kołoczki”. (A jak się zdarzą wyjątki, to tylko jako potwierdzenie kołAczowej reguły.) Podobnie idiotyczne są spotykane - na szczęście rzadziej - śląskie próby ulepszania innych gwarowych nazw jak: „bąclAk” zamiast „bąclok” czy „wodziAnka” zamiast „wodzionka”.

Uważam jednak, że taki swoiście rozumiany lęk przed byciem sierotą dopiero właśnie robi z nas prawdziwe sieroty. Bo dzisiaj ludzie światowi cechują się właśnie poczuciem wartości własnej lokalnej kultury. Bo już przed trzystu laty skończyły się czasy, kiedy każdy, kto nie znał francuskiego „ą” i „ę” i nie miał na sobie stroju „a la Wersal”, był kulturalną sierotką. Dzisiaj nowoczesny europejski świat stawia na regiony i regionalność. Musimy więc podjąć jakąś zbiorową terapię i zredefiniować swoje pojęcie „sieroty”. Tak, bo nasze lęki przed regionalną swojskością pasują już teraz do europejskich trendów jak kwiatek do kożucha.

A właśnie, a propos kwiatków? Mamy wiosnę! Ale na Śląsku ta wiosna nie jest taka po prostu, taka jakaś zwykła botaniczna czy kalendarzowa. Na Śląsku wiosna jest śląska, więc i kwiatki rosną wtedy śląskie. A więc należy wiedzieć, że chabry to po śląsku - farbiczki albo modroki, stokrotki to - gynsipympki, piwonie - piwowońki. Pamiętajmy też - jeżeli nie chcemy być śląskimi sierotkami - że bratki to sierotki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!