Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Weszliśmy na największe śląskie złomowisko. Jak wygląda tam praca? Co najczęściej złomują Ślązacy i jak zezłomować elektryka?

Mateusz Czajka
Mateusz Czajka
"Taniec maszyn"
"Taniec maszyn" Mateusz Czajka
Kiedy na złomowiska trafiały maluchy i polonezy? W jaki sposób pięćdziesięciotonową maszyną otworzyć kapsel od butelki i jak wygląda proces recyklingu samochodu „od kuchni”? Rozmawiamy z Przemysławem Olesiem prezesem Olmetu – firmy poddającej recyklingowi rocznie tysiące ton stali i innych materiałów. Mówimy także o tym, czy złomowiska będą miały problemy z wrakami elektryków. Zobaczcie także zdjęcia pokazujące pracę maszyn na jednym z większych śląskich złomowisk.

Spis treści

Jakie samochody trafiają na złomowisko? Czy wśród nich zdarzają się „perełki”?

Statystyki mówią, że Polacy jeżdżą coraz starszymi samochodami. Co jednak jest najczęściej złomowane? Oddziały pana firmy są w kilku śląskich miastach – ma więc pan dość dobry ogląd sytuacji. Co jest na złomowiskowym „topie”?

To są praktycznie wszystkie marki, ale zależy od roczników. Przykładowo samochody francuskie trafiają do nas często w wieku 15-20 lat. Przynajmniej tak mi się wydaje. Z tego co obserwuję, samochody niemieckie są o 5-10 lat starsze, ale summa summarum także muszą skończyć na recyklingu. Tutaj trafimy i mercedesa, i amerykańskie samochody. Jeszcze bardzo dużo schodzi seicento. Cinquecento już rzadko kiedy, bo kiedyś można powiedzieć, że przodowały. Wcześniej królowały polonezy, duże fiaty. Jeszcze jak sięgam pamięcią 30 lat temu, kiedy zaczynaliśmy naszą działalność, to były syrenki i warszawy. Trabanty czy wartburgi, to takie samochody, które u nas zalegały na placu w dość dużej liczbie. Teraz to rarytas. Taki samochód ma swoją wartość i nie trafi już raczej na recykling.

Wartościowe są choćby części zamienne. Interesuje mnie jeszcze moment, kiedy najwięcej pojawiało się maluchów.

To chyba były rekordowe ilości, jeżeli chodzi o markę samochodu swego czasu. To mogło być 10-15 lat temu, kiedy jeszcze nikt nie zwracał uwagi na malucha, nawet jak na ulicy jechał. Obecnie, to już są perełki.

Ceny rosną, a zadbany (szczególnie z początków produkcji) maluch może kosztować więcej niż jakieś dobre kilkunastoletnie auto. Czy były takie momenty, kiedy przyjmowaliście coś do zezłomowania, że aż się łezka w oku zakręciła - samochód czy jakiś przedmiot?

Moi pracownicy nie mogli znieść, gdy przyjeżdżały samochody z urzędu celnego lub samochody testowe, które były likwidowane. Na przykład samochód testowy, gdzie producent sobie już nie pozwolił na to, żeby trafił na rynek, bo to był już pojazd w stu procentach eksploatowany - tak żeby sprawdzić wytrzymałość i tym podobne. Taki samochód trafił do nas w całości. To był nowy, topowy model, który teraz sporo kosztuje w salonie. Po uprzednim spuszczeniu olejów itp. musieliśmy komisyjnie go zniszczyć, czyli skierować do zakładowej strzępiarki.

A zabytki i kultowe pojazdy? Pojawiała się myśl, jak można taki piękny samochód doprowadzić do strasznego stanu lub jakiś inny przedmiot.

Pamiętam, gdy trafił tutaj Opel Manta, czy coś w tym stylu. Tylko on był już w tak opłakanym stanie, że rzeczywiście wartość i koszt tej naprawy była dość spora, więc długo się nie zastanawialiśmy i wrzuciliśmy go do strzępiarki. Może za kilkanaście lat będę tego żałować. Rzeczywiście czasami mogą się trafić jakieś perełki. 10-20 lat temu odkładaliśmy różne ciekawe przedmioty.

Teraz ludzie są coraz bardziej świadomi wartości antyków.

Kiedyś to przynajmniej raz w tygodniu pojawiała się maszyna singera i to taka kompletna w dobrym stanie. Teraz raczej na złom nikt nie wyrzuci czegoś takiego. Mamy tutaj taką w biurze na pamiątkę. Swego czasu klienci do nas przywieźli miedziane garnki. Te garnki miały mosiężne uszy i mój tata zobaczył, że akurat klient, który przywiózł te naczynia, chciał siekierą oddzielić te uszy od garnka. Na spodzie była data i cecha „Paryż 1800”. Przyjęliśmy je w całości po cenie miedzi - mamy je do dzisiaj. Czasem jeszcze trafią się przerdzewiałe bagnety, czy niekompletne karabiny z drugiej wojny światowej.

Co ludzie oddają obecnie na złomowiska?

Właśnie – złomowisko to przecież nie tylko samochody.

Tak jak pan wspomniał, trzeba to trochę podzielić, bo nasza firma zajmuje się nie tylko recyklingiem samochodów, choć codziennie przyjmujemy średnio sto sztuk na wszystkich oddziałach. Innym działem jest skup od klientów indywidualnych. Czyli jeżeli Kowalski chce sprzedać złom, ktoś robi porządki, ktoś gdzieś zbiera jakieś puszki, to przynosi do nas to wszystko i oddaje.

W przypadku klientów indywidualnych widać jakieś tendencje?

Teraz to są typowe odpady z gospodarstwa domowego, odpady rozbiórkowe. Od roku albo i dłużej jest akcja wymiany tzw. kopciuchów, więc dziennie mamy ich kilkadziesiąt albo kilkaset. Ludzie je wymieniają i dostają dofinansowanie. Od nas biorą zaświadczenia o zezłomowaniu.

Inną działką jest obsługa firm i przedsiębiorstw.

To są na przykład zakłady typu automotive, zakłady produkcyjne, gdzie powstaje dość sporo odpadów z produkcji. Czasami trafiają do nas duże ilości - bywa i tak, że z jednej firmy nawet pięćset albo tysiąc ton miesięcznie. Trafiają do nas również pociągi oraz m.in. głowice wiatraków, do recyklingu. To elementy stalowe. Do końca stycznia przyjęliśmy już około 10 takich głowic, z czego najcięższa ważyła ponad 20 ton.

Sporo tego. O ile jednak łatwo mi sobie wyobrazić, że wysyła się jakiś w pełni metalowy element do huty, to jednak w przypadku pojazdu nie jest tak prosto. To nie tylko sam metal, ale oleje, smary, lakier, plastiki, tekstylia, szkło, akumulatory, opony. Niemal każdy rodzaj materiału. Nie wszystko idzie „na części”.

My podchodzimy surowcowo do recyklingu pojazdów. To jest nasz główny cel. Jeżeli chodzi o części, to od Covidu wiele się zmieniło i praktycznie ich odzysku u nas nie ma za wiele. Przynajmniej nie tyle ile na jakichś mniejszych złomowiskach. Regularnie udostępniamy także wraki strażakom do ćwiczeń z ratownictwa drogowego.

Jak wygląda recykling samochodów?

W takim razie, na czym polega recykling samochodów?

U nas jest 10 minut na recykling jednego pojazdu. Przyjeżdża on do nas na stację i jest osuszany, czyli musimy się pozbyć wszystkich płynów eksploatacyjnych: olejów, płynów chłodniczych, do spryskiwaczy itp. Musimy wyciągnąć akumulator, wiązkę miedzianą; ściągamy koła, opony, zderzaki. Recyklingiem tych rzeczy zajmują się inne firmy. Przykładowo oleje przechodzą przez proces ponownej rafinacji. Samochód w takiej postaci trafia na strzępiarkę razem z fotelami i jest mielony. Przy zwykłej osobówce nie trwa to nawet 60 sekund.

I taką mieszankę potraficie porozdzielać na różne materiały?

Segregujemy zmielone odpady na kilka frakcji. Po strzępieniu wychodzi goła blacha. Lakier odpada i idzie do frakcji paliw alternatywnych – trafi do spalarni, gdzie odzyska się z niego energię. Tam oczywiście są zainstalowane odpowiednie filtry przemysłowe. Do tej frakcji należą również plastiki, tworzywa sztuczne, guma itp. Na razie za dużo nie chcę zdradzać, ale razem z Holendrami pracujemy nad koncepcją oraz technologią odzysku i recyklingu 100 procent samochodu. Być może nam się uda – teoretycznie jest to możliwe. Na razie, gdy samochód jest poddawany recyklingowi, odzyskujemy materiały lub przetwarzamy je w energię z 95 procent masy pojazdu.

Metal, który tutaj jest odzyskiwany, jest ładowany na wagony i jedzie do hut?

To surowiec, który w nieskończoność można przetapiać i poddawać procesowi recyklingu. Frakcja żelazna jest wychwytywana przez ogromne magnesy. Poddawane recyklingowi są także metale innego typu – np. aluminium. Wykorzystanie „zużytego” metalu, czyli złomu, jest o wiele tańsze i mniej szkodliwe dla środowiska niż wydobycie i wytop z rudy. To jest akurat ten kierunek, który narzuca nam też Unia Europejska.

Problemy ze złomowaniem elektryków

Skoro mowa o Unii Europejskiej: na Starym Kontynencie pojawia się coraz więcej elektryków. Pierwsze z nich powoli kończą swój żywot. Może jeszcze nie w tej chwili, ale jeśli tendencja będzie wzrostowa, to za kilka lat złomowiska będą musiały przyjmować tego typu pojazdy.

Szczerze mówiąc, sam w dalszym ciągu zadaję sobie to pytanie: „Jak to będzie”? Przy typowych hybrydach, jeżeli mamy akumulatory ołowiane, z którymi nie ma żadnego problemu, recykling jest opłacalny i za taki samochód można jeszcze dobrze zapłacić. Gdy pojawiają się baterie litowo-jonowe, które są w samochodach typowo elektrycznych, to nie da się ich łatwo zutylizować. Koszt utylizacji takich ogniw jest dość spory i za złomowanie pojazdu będzie trzeba płacić i to dość spore pieniądze.

Wartość pozostałego metalu we wraku będzie niższa niż koszty recyklingu baterii. Już się boję o nasze środowisko naturalne, gdy przysłowiowi „Janusze” będą woleli sami „zutylizować” baterię lub zakopać ją w ogródku, a pojazd przywieźć bez niej. Taka sytuacja to również idealne środowisko do funkcjonowania mafii śmieciowych. Normalnie za samochód spalinowy człowiek dostałby 1000-1500 złotych, a tutaj musiałby dopłacać.

Myślę, że to jest kłopot wszystkich i nikt o tym nie mówi. Gdy byłem w Japonii, wizytowałem tamtejsze stacje demontażu. Mają tam takie przepisy, że producent samochodów odpowiada za baterię. Jeżeli na złom trafi samochód elektryczny, recykler przekazuje ją nieodpłatnie producentowi i wtedy jest problem z głowy.

Niezwykła precyzja maszyn na złomowisku i ich operatorów

Na sam koniec chcę jeszcze dopytać o maszyny na złomowisku. Pamiętam, gdy jako dziecko oglądałem z zafascynowaniem programy, gdzie mechanicy konstruowali pojazdy na złomowiskach i się nimi ścigali. Będąc tutaj, mogłem zobaczyć (i sfotografować) podobne do koparek nożyce, dźwigi z magnesami itp. Fascynujące.

To nowoczesne urządzenia. Operator ma sporą wygodę podczas pracy, bo siedzi w klimatyzowanej kabinie z wygodnym siedzeniem. To nie takie maszyny jak kiedyś, gdzie operator wchodzi ubrudzony od stóp do głów smarem i ciągnie za jakieś wajchy.

Niektóre z tych urządzeń to właściwie ogromne potwory.

Są i takie po 50 ton. To maszyny szybkie, sprawne, ciche i spełniające normy ekologiczne. Były takie przypadki, że nasi ludzie wyjechali gdzieś na zachód i szybko wracali do nas. Mówili, że brakowało im pracy na tych urządzeniach, bo jest bardzo interesująca. Wielokrotnie, gdy przychodzi jakaś nowa maszyna, to operatorzy ją testują i sami sobie jakieś zadania narzucają - aby ustawić coś na czymś. Ja nie mam nic przeciwko, bo oni się tylko w ten sposób szkolą. Kiedyś wystawialiśmy na targach nową maszynę. Mój pracownik, znany wszystkim z popularnego programu „Złomowisko PL”, otwierał kapsel od butelki nożycami do cięcia stali (śmiech). Same nożyce ważyły 4,5 tony, a maszyna 50.

Dziękuję za rozmowę.

Przemysław Oleś – Prezes zarządu OLMET SP. Z O. O. Od ponad 20 lat stoi na czele rodzinnej firmy zajmującej się obrotem i recyklingiem złomu. Laureat Plebiscytu DZ Osobowość Roku 2017. Prywatnie mąż i ojciec dwójki dzieci. Fan motoryzacji, adrenaliny i Teneryfy. Założyciel Hotelu Piwniczna SPA & Conference.

Przemysław Oleś – Prezes zarządu OLMET SP. Z O. O.
Przemysław Oleś – Prezes zarządu OLMET SP. Z O. O. Mateusz Czajka

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera