Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Angelus na krańcu świata: Mont Serrat, miasto popiołów

Niebieska szkoła STS Fryderyk Chopin
Angelus na krańcu świata: Mont Serrat, miasto popiołów
Angelus na krańcu świata: Mont Serrat, miasto popiołów Angelo Korzekwa
Przedstawiamy kolejną relację żaglowca STS Fryderyk Chopin. Pisze dla nas jedyny Ślązak na statku - Angelo Korzekwa

Do odwiedzenia na Karaibach zostały nam z zaplanowanych już tylko dwie wyspy, St. Bartolomeo i St. Martin. Obie są blisko siebie, więc podróży między nimi będzie tyle co nic.

Kiedy było już wiadomo, ze do St. Bartolomeo dotrzemy jeszcze przed południem (bo wiało nam porządnie), kapitan zarządził zmianę kursu. Wszyscy porządnie tym zdziwieni i zaciekawieni główkowali dlaczego, jednak pozostało to tajemnicą, aż do osiągnięcia kapitańskiego celu – wulkanicznej wyspy Mont Serrat, nazwanej tak od imienia wulkanu, który królował nad nią całą.

CZYTAJ KONIECZNIE DZIENNIK PODRÓŻY ANGELUSA NA KRAŃCACH ŚWIATA:
NIEBIESKA SZKOŁA STS FRYDERYK CHOPIN

Powiedziano nam, że pojedziemy do miasta, które w 1999 zostało przez ten wulkan doszczętnie zniszczone i zasypane. Zaraz po obowiązkowym wyczyszczeniu statku na błysk, dostaliśmy się pontonami na ląd, gdzie już czekały na nas potężne samochody terenowe, którymi mieliśmy wyruszyć w górę. Wyspa jest starą angielską kolonią, dlatego obowiązuje na niej ruch lewostronny. Droga mijała nam spokojnie, auta dzielnie pięły się pod górę, zatrzymaliśmy się tylko na moment przy posterunku policji, aby zgłosić, że będziemy wjeżdżać do „Strefy Y”.

Mijaliśmy później wiele znaków ostrzegawczych i szlabanów, oglądaliśmy potężne maszyny do rozdrabniania głazów wyrzuconych przez wulkan i wielkie ciężarówki, które je woziły. Cala wyspa, choć już 15 lat minęło od wybuchu, nadal nie zdążyła się oczyścić z jego śladów. Jednak co to znaczy prawdziwe znamię i ślad po erupcji mieliśmy się dopiero przekonać.

Po kilkunastu minutach dotarliśmy do szlabanu, za który przejechać już nie mogliśmy. Wysiedliśmy z samochodów i podeszliśmy do zbocza, z którego rozciągał się widok jednocześnie straszny i niesamowity - monumentalny masyw wulkanu, przysłonięty chmurami a pod nim miasto. 15 lat temu jeszcze kwitnące życiem, dzisiaj zmasakrowane, bez żywej duszy, przysypane popiołami i głazami. Ten obraz uświadomił nam, jaka jest cena i ryzyko mieszkania w tak pięknych i niebezpiecznych miejscach, oraz jak potężna i groźna potrafi być natura. To uczucie pogłębiło zwiedzanie hotelu, budynku daleko za miastem który pozwolono nam obejrzeć. Oglądaliśmy dawniej luksusowe pokoje, recepcję, i basen pokryte grubą warstwą ziemi i wulkanicznego kurzu. Na pościelonych łóżkach leżały jeszcze złożone w kostkę ręczniki, na podłodze leżała poczta, a w ścianie nietknięty sejf. Wieczorem, po powrocie na statek, czekała na nas pyszna obiadokolacja, a zaraz po niej alarm do żagli – czas wypływać w dalsza drogę, jeszcze został nam kawałek Karaibów do zwiedzenia!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!