Później lepsza lokalizacja była określana możliwie najbliższym usytuowaniem względem rynku czy głównej ulicy. Podobnie też jest w świecie zwierząt. Przykładowo są takie ptaszki, które zawsze kręcą się w okolicy krokodyla, by mieć blisko, gdy gad otworzy paszczę. Wtedy ptaszek zdąży wydziobać mu spomiędzy zębów kawałki mięsa - i obiad gotowy.
Problem lokalizacji ma też swój śląski kontekst o charakterze wiejskim i miejskim. Na wsiach była najpierw główna ulica, przy której Ślązoki budowali swoje domy. Tam lokalizowano kościół, karczmę, dom kowala, dom sołtysa… Te najważniejsze posesje zaczynały się tuż przy drodze. Z przodu był mały ogród, potem dom, za domem zabudowania gospodarcze i wreszcie duży ogród ogrodzony płotem. Natomiast za tymi tylnymi płotami posesji, wytyczano z czasem niewielką dróżkę równoległą do głównej drogi i budowane były kolejne domostwa. Ale była to już gorsza lokalizacja, bo już za płotami, przy podrzędnej dróżce.
I takie drugorzędnie zlokalizowane domy za płotami nazywano na Śląsku - zopłocie. Tak, zopłocie, bo za płotami. A mieszkali tam zazwyczaj biedniejsi gospodarze i w hierarchii wiejskiej społeczności - mniej ważni. Pamiętam nawet, jak pewien Ślązok opowiadał mi, że zakochał się w dziewczynie, która mieszkała na zapłociu, a jak chodził na zolyty, to się z niego niektórzy podśpiewywali, a ożenek traktowali prawie jak mezalians. Można też chyba porównać śląskie zopłocie do polskiego zaścianka, które tak interesująco opisuje Adam Mickiewicz w "Panu Tadeuszu": "Słynie szeroko w Litwie Dobrzyński zaścianek / Męstwem swoich szlachciców, pięknością szlachcianek".
A czy w miastach też były zapłocia? Na przełomie XIX i XX w. Śląsk rozwijał się dynamicznie. Np. w latach 1860-1880 zwiększyła się 6-krotnie liczba mieszkańców Gliwic. Rozwijało się też budownictwo miejskie, w miejscach starych zopłociów pojawiały się kolejne rzędy ulic i familoków. Jednak ciągle bardziej liczyła się lokalizacja przy drodze, czyli mieszkanie zwane "na fodehauzie".
Tańsze mieszkania w familoku, ale od podwórka, w oficynie, na tyłach domu już nie były nazywane zopłociym, ale mieszkaniami na hinterhauzie. Często też niemieckie Ślązoki z fodehauzu mówiły po niemiecku, zaś polskie Ślązoki z hinterhauzu - po śląsku. I można też w uproszczeniu powiedzieć, że to właśnie żywioł z miejskiego hiterhauzu i wiejskiego zopłocia zrobił potem na Śląsku trochę zamieszania, bo głównie stamtąd wywodzili się powstańcy śląscy.
[email protected]
* CZYTAJ KONIECZNIE:
*NAJZABAWNIEJSZE ŚLĄSKIE SŁOWA - WYNIKI PLEBISCYTU
*WALCZYMY O USTAWĘ METROPOLITALNĄ - POZNAJ EFEKTY
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Porwanie dziecka w Sosnowcu. Pomóżcie odnaleźć Madzię! SERWIS SPECJALNY
Walka hardkorowy koksu kontra Marcin Najman w Spodku? Kto wygra?
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?