Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Misioki, psioki i hazoki uczą bajtli historii Śląska

Katarzyna Pachelska
Hazoki (czyli zające) Austryjoki rządziły Śląskiem przez pewien czas
Hazoki (czyli zające) Austryjoki rządziły Śląskiem przez pewien czas mat. prasowe
Marek Szołtysek oszalał. Przez pół roku po 12 godzin dziennie szył ubranka pluszowym maskotkom, lepił figurki z modeliny, ustawiał wszystko w skomplikowane sceny. Wyszła z tego świetna książka dla dzieci - pisze Katarzyna Pachelska

Misioczki Ślonzoczki żyły sobie spokojnie w swojej wilgotnej krainie (bo nazwa Śląsk pochodzi od dawnych słów "ślymp", "ślung" albo "ślomp", co ogólnie znaczy podmokłość, wodnistość) do czasu, aż na ich rajską krainę postanowiły najechać smoki Morawioki. Później misioczki to samo przeżyły ze strony psioków Czesioków, hazoków Austry-joków i myszoków Niymczoków. Za to z misiokami Polokami żyło im się najlepiej, pewnie dlatego, że są do siebie podobni, z jedną różnicą. Ślonzoki mają jasne futerko, a Poloki - brunatne.

Tak, w największym skrócie, historię Śląska tłumaczy dzieciom Marek Szołtysek w najnowszej książce "Śląsk dla dzieci", którą można już kupić w księgarniach i na naszej stronie dziennikzachodni.pl (tu kosztuje 29,90 zł).

- "Śląsk dla dzieci" jest książką i dla dorosłych, i dla zupełnie małych bajtli - mówi Marek Szołtysek. - Chciałem na początku wydać książkę z dużymi zdjęciami i małą ilością tekstu, ale uznałem to za mało ambitne. Stwierdziłem, że dorośli, którzy przecież kupują dzieciom książki, też potrzebują edukacji, zachęty, żeby się im chciało obejrzeć i przeczytać książkę. Dzieciom, bo przetestowałem to na swoich, książka bardzo się podoba - dodaje autor.

Mieszkający w Rybniku pisarz, dziennikarz i gawędziarz ma doświadczenie w edukacji dzieci. Z żoną Małgorzatą dochował się ich sześcioro: czterech synów (23-letniego Maćka, 20-letniego Pawła, 17-letniego Marcina i 10-letniego Jasia) i dwóch córek (13-letniej Pauliny i 2,5-letniej Ani).

Przewodnikami po historii Śląska w nowej książce są najmłodsze pociechy Szołtyska - Ania ("śląsko dziołszka, która bardzo lubi misie") i Jaś ("śląski bajtel, który też lubi misie, a zwłaszcza te z mieczami i karabinami").

Misie, a właściwie pluszaki, wcielają się w książce w role Ślonzoków, Czesioków czy Niymczoków. Ubrane w odpowiednie kostiumy, ustawione w scenki, są ilustracją poszczególnych etapów w historii regionu albo ciekawych tematów. Misioczki Ślonzoczki sadzą więc kartofle i uciekają przed złymi szczurokami hitlerokami i komuniokami (określanymi jako chacharstwo), myszoki Niymczoki walczą z hazokami Austryjokami o Śląsk, a psioki Czesioki biorą od Ślonzoków "roztomajte maszkety i inksze cynne łone".

- Wzoruję się trochę na filmach animowanych, np. "Shreku". Tam sposób przedstawienia historii i tworzenia obrazu jest mistrzowski - mówi autor książki.

Marek Szołtysek własnoręcznie uszył ubrania, zbroje, proporce i czapki maskotek, wykonał elementy potrzebne do scenek. Wszystko to profesjonalnie sfotografował i opatrzył tekstem po polsku i po śląsku, łącznie z wierszykami, powinszowaniami (na wszelkie okazje, od roczku po abrahama) i krótkim kursem nauki języka śląskiego. Same maskotki kupił w sklepie. - Robiłem to przez sześć miesięcy, od stycznia do czerwca tego roku, dzień w dzień, przez jakieś 14, nawet do 16 godzin - opowiada. - To była galernicza praca. W połowie miałem chwilę zwątpienia, chciałem się nawet wycofać. Ktoś, kto ogląda książkę, może sobie nie zdawać sprawy, ile pracy to wymagało. Ja tych zdjęć nie robiłem przez fotomontaż, w większości tylko ustawiałem wielkie konstrukcje w mojej pracowni. Piasek był wybierany z piaskownicy, trawa to kawałki tui z mojego ogrodu, herby na ubraniach pluszaków też zrobiłem sam, są zgodne z oryginałami, nie tak jak w "Bitwie pod Wiedniem".
Jeszcze w lipcu robiło mi się niedobrze, jak widziałem aparat fotograficzny. Przypominały mi się te setki godzin spędzonych przy statywie, na ustawianiu scenek z maskotkami. Dzieci trzeba było trzymać z daleka od pracowni, bo to, co tam się działo, było dla nich niezmiernie atrakcyjne. Gdyby mi tam wparzyły, to albo musiałbym się z nimi bawić, albo poprawiać te konstrukcje. Zresztą ja w ich wieku, jakbym coś takiego zobaczył, to bym się chyba zapłakał na śmierć, gdybym nie mógł tego dotknąć - mówi Marek Szołtysek.

Okazuje się, że pół roku w pracowni spędzone na robótkach ręcznych, to wcale nie tak dużo. - Dzięki temu, że robiłem to wszystko sam, poszło mi dość szybko. Gdybym najął do tego ekipę, która jeszcze zajęłaby się dyskutowaniem i konsultowaniem, to trwałoby to znacznie dłużej, rok albo dwa. Samo pisanie było rozrywką w przerwach między szyciem i malowaniem, układaniem misiów i robieniem zdjęć - uważa Szołtysek.

Trudno sobie wyobrazić, by na pomysł zilustrowania książki dla dzieci zdjęciami maskotek wpadł ktoś, kto ma dwie lewe ręce.
- Lubię prace ręczne - przyznaje Marek Szołtysek. - Mój ulubiony film plastelinowo-rysunkowy to "Wallace & Gromit". Jak ja na to patrzę, to zazdroszczę, że tego sam nie zrobiłem. A scena jak Wallace przykrywa w nocy kabaczka w przydomowej szklarni kołderką, to dla mnie jest szczyt finezji w wydaniu anglosaskim - zachwyca się. Oprócz głównych pluszowych bohaterów, czyli wspomnianych psioków, misioków czy hazoków, w książce występują też inne sympatyczne zwierzaki. Na przykład lelyń Hynio z pszczyńskiego lasu zadaje zagadki związane z poszczególnymi tematami, kaczyca Hanka wymyśla śmieszne śląskie wierszyki, a baran Stefan jak to baran, lubi berać, czyli opowiadać o Śląsku.

Na koniec warto wyjaśnić pewną kontrowersyjną sprawę. Dlaczego właściwie Czesi są psami, Tatarzy szczurami, Polacy i Ślązacy misiami, a Niemcy myszami? Czy ta sprawa ma drugie dno? - Chcę od razu powiedzieć, że w doborze zwierząt nie ma żadnej złośliwości - twierdzi Szołtysek. Niektórzy mogą komentować, że wiadomo, dlaczego Czesi są pieskami. Ale gdybym znalazł fajne maskotki krokodyli, to bym zrobił Czechów krokodylami. Myszoki Niymczo-ki też nie są złośliwością. Tylko przez przypadek jeden z nich ma widocznego zeza. Za to Ślązaków i Polaków zrobiłem misiami świadomie. Są to misie, ale jednak inne. Tak więc nie ma tutaj żadnej ukrytej opcji. Jedyną satyrą są hitlerowcy, komuniści i Tatarzy, których przedstawiłem jako szczury - konkluduje autor "Śląska dla dzieci".


*Dworzec w Katowicach zdemolowany przez pseudokibiców ZDJĘCIA i WIDEO
*Dyktando 2012. Poznaj pełny tekst [ZDJĘCIA ZWYCIĘZCÓW]
*Wypadek w Kozach. 20-latka zażyła amfetaminę i zabiła na przejściu dla pieszych dwóch chłopców ZDJĘCIA I WIDEO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!