Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smolorz: O potrzebie śląskiej ortodoksji

Michał Smolorz
Odkąd na łamach DZ trwa akcja narzecz prawdziwie śląskiej kuchni, co rusz padają zarzuty, że nie można doktrynersko trzymać się starych receptur, że przecież każdy kucharz ma prawo do własnej inwencji.

Podobnie jest w każdej innej dziedzinie śląskiej kultury regionalnej: ktoś ma wątpliwości, dlaczego mamy używać starych, archaicznych zwrotów gwarowych, skoro język się rozwija. Ktoś inny uważa, że nie należy przeciwstawiać się "śląskim szlagierom", gdyż toone są współczesną emanacją naszej tożsamości, a nie stare śpiewki.

CZYTAJ KONIECZNIE:
Prawdziwa śląska kuchnia jest tutaj KLIKNIJ

Otóż ortodoksja jest potrzebna, bo jest warunkiem przetrwania każdej kultury mniejszościowej. Tylko uparte, pozornie bezsensowne trzymanie się starych reguł daje gwarancję, że nie rozpuści się ona w zalewie kultury dominującej. Wyłącznie dzięki ortodoksom kultura judaistyczna przetrwała 2000 lat życia w rozproszeniu.

Żydowscy "liberałowie" jeden po drugim asymilowali się w europejskich społecznościach, aż w nich utonęli. Już w XX wieku niemiecki Żyd nie różnił się od przeciętnego niemieckiego mieszczucha, polski Żyd nie wyróżniał się w gronie polskich inteligentów. Ale otoczenie nie pozwalało Żydom zapomnieć o ich żydowskości. W roku 1938 niemiecki Żyd czuł się Niemcem, ale Niemcy twardo uznawali go za Żyda. Trzydzieści lat później polski Żyd czuł się Polakiem, ale Polacy też mu jego tożsamość przypomnieli. Utracili dawną kulturę, nowa ich nie przyjęła, stąd tylu w świecie Żydów-kosmopolitów. I tylko ortodoksi, choć pogardzani, poniewierani i prześladowani, zawsze czuli się sobą.

Ortodoksja jest niezbędna dla śląskiej tożsamości, o której decydują nie sprawy wielkie, lecz okruchy codzienności. Co z tego, że rolada z mięsa wieprzowego jest smaczna, łatwiejsza w przygotowaniu i tańsza, skoro przestaje być roladą śląską i staje się zrazem zawijanym? Co z tego, że jajko dodane do żuru smakuje wybornie, skoro jest to część żurku małopolskiego, więc w naszym żurze staje się ciałem obcym? Potraktujmy te reguły jako naszą śląską koszerność. Przecież dziś, w świecie wyśrubowanych norm higienicznych mojżeszowe kryteria koszerności przestały mieć jakiekolwiek praktyczne znaczenie. Dawniej służyły dochowaniu czystości pożywienia, do którego surowce i technologie trzeba było starannie dobierać - wszak nie było lodówek, a klimat był gorący. Dziś koszerność ma wyłącznie wymiar kulturowy, jest nieodłączną częścią tożsamości pobożnego Żyda.

Nie mają sensu rozważania o "nowej jakości", która rzekomo powstaje z mieszania różnych kultur. Ktoś tam opowiada, że pochodzi ze śląskiej rodziny, a żonę ma kresowiankę, więc na Wigilię robią "makówki a la kutia" i tak rodzi się "nowa jakość". Otóż żadna "nowa jakość" nie powstaje, powstaje mutant, hybryda, mieszaniec. Muł nie jest ani osłem, ani koniem, choć ma swoje zalety jako zwierzę pociągowe. Jak każdy międzygatunkowy mieszaniec jest bezpłodny i gdy dokona żywota, odchodzi bezpotomnie. Genetyka kulturowa rządzi się tymi samymi prawami, co genetyka biologiczna; mieszanka kulturowa też jest bezpłodna.
Przypominam prawdę oczywistą, choć przez wielu z nas nieuświadomioną: tożsamość jest pojęciem konfrontacyjnym, tak-że tożsamość regionalna. Nie ma tożsamości, jeśli nie istnieje tożsamość odmienna, względem której jesteśmy inni. Pół biedy, jeśli o odmienności przypominają nam kryteria rasowe: inny kolor skóry, inna budowa ciała lub po-mniejsze cechy antropologiczne. Jeśli tego nie ma, cechami tożsamości pozostają tylko i wyłącznie odmienności kulturowe, których trzymamy się za wszelką cenę, choćby to innym wydawało się śmieszne.

CZYTAJ KONIECZNIE:
Prawdziwa śląska kuchnia jest tutaj KLIKNIJ

A wracając do śląskich kulinariów - mamy wiele dań, które po prostu są niedobre, a czasami wręcz obrzydliwe. Jedna z receptur wigilijnej moczki opiera się na wywarze z rybich głów, prawdziwy galert to wygotowane i rozdrobnione świńskie nogi wraz ze skórą i racicami, klasyczny preswuszt to tkanki ze zwierzęcej głowy. Nawet poczciwa wodzionka w swej ortodoksyjnej wersji to stary chleb rozmoczony wrzątkiem z dodatkiem łoju i czosnku (ten ostatni ma zabić szkaradny smak mieszaniny). Powstały one dawnymi laty, gdy w świecie biedy i niedożywienia nic nie mogło się zmarnować - więc mimo obrzydzenia trzeba to było jeść. Dziś uznajemy je zaprzysmaki, choć daleko im do rozkoszy dawanej przez wymyślne kuchnie świata. A jednak jemy, gustujemy z rozkoszą, bo to jest nasze. Nie psujmy tej naszości.

ZGADZASZ SIĘ Z AUTOREM FELIETONU? PODYSKUTUJ. NAPISZ KOMENTARZ

Możesz dowiedzieć się więcej: Zarejestruj się w DZIENNIKZACHODNI.PL/PIANO


*Marsz Autonomii 2012: ZDJĘCIA, WIDEO, OPINIE
*Olimpiada w Londynie 2012: RELACJE, ZDJĘCIA, CIEKAWOSTKI
*KONKURS FOTOLATO 2012:
Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!