Skrajności mnie mdlą. Skrajność jest jedną ze szczytowych form głupoty. Skrajna lewica mnie śmieszyła, skrajna prawica mnie przeraża, dziś - w Polsce zmartwychwstałego Stanisława Barei - nie ma rozsądnego umiaru; jest tylko skrajność. Coraz częściej budzę się z myślą, że to dobrze skończyć się nie może.
Od tej Polski uciekam. Niby mam gdzie - w śląskość, ale dostrzegłem już dawno, że tę śląskość, nierozerwaną z polskością, dryluje ten sam chrobok - obywatelskiej próżni, sąsiedzkiej zawiści, wassermannizmu, czyli aktywności motywowanej zemstą, porozbiorowego syndromu sztokholmskiego, w którym nienawidzi się własne państwo przy jednoczesnej słabości do dyktatury.
Można dyskutować, co jest jajkiem, a co kurą. Polityka wykreowana z mentalności, czy mentalność wykreowana przez politykę. Chcę wierzyć, że to drugie, choć czasem trudno postawić wyraźną granicę. Być może te dwa światy w pewnym stopniu się przenikają.
Co to ma do rzeczy tu i teraz, na gruncie górnośląskim? To, że istnieje różnica między tożsamością śląską, którą chcą reprezentować niektórzy regionaliści, a tą dominującą, wciąż żywą, choć w sporej części ulepioną przez peerelowską propagandę; wymyśloną, by wymazać niewygodne dla reżimu fakty kulturowe i historyczne. Godzenie tej jarmarcznej, bezpiecznej, ale żywej tożsamości śląskiej, z tą rewizjonistyczną poczwarką jest jak godzenie wody z ogniem. Zarówno w sensie zasięgu, jak i treści. Niestety, trudno odmówić na tym gruncie komunistom skuteczności.
Politycznie regionaliści są wciąż na przegranej pozycji. Mimo wielu starań poważna edukacja regionalna nie istnieje, bo politykom reprezentującym interes centralistycznej Polski nie jest na rękę śląskość inna od tej zastanej. To paradoks. PiS, niosący na sztandarach dekomunizację, ugruntowuje siebie na Śląsku - podobnie jak PO - w komunistycznych baśniach.
Po nich zrobią to inni i tak w kółko; bo na logikę, w taktycznym sensie, nie jest to wcale zły ruch, dopóki Górno-#ślązacy kupują jarmarczną politykę, prostą, przaśną, niewymagającą wyrafinowanej wyobraźni. Wygrywa na Śląsku ten, kto paraduje przy kopalniach, najlepiej w czako, z tyskim w ręku, podśpiewuje „Jo, śląski pieron spod Bytomia”, na wiecach 700 razy powtarza w kółko o polskim śląsku i zrywach powstańczych ku Macierzy. Nic więcej nie trzeba. Chińszczyzna umysłowa, ale polityka to żer na impotencji rozumu. Ta śląskość nie jest żadnym kierunkiem ucieczki przed Polską Barei, jest jedną z jej przedstawień.
Lepsze jest wrogiem „dobrego”.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Zobacz najważniejsze wydarzenia minionego tygodnia w programie TyDZień
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?