Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz „Pan Winyl” Olszewski: Jesteśmy kulturą cyfrową i obrazkową, a tu nagle jakaś archaiczna płyta winylowa święci triumfy

Paweł Kurczonek
Paweł Kurczonek
Tomasz "Pan Winyl Olszewski podczas spotkania w Gliwicach.
Tomasz "Pan Winyl Olszewski podczas spotkania w Gliwicach. Paweł Kurczonek / Polska Press
Tomasz Olszewski, znany jako Pan Winyl, jest właścicielem firmy Polvinyl zajmującej się tłoczeniem czarnych krążków. Jest również autorem „Książki o winylach”, w której przybliża najważniejsze postaci w historii fonografii, opowiada również o kolekcjonowaniu i słuchaniu płyt. Pomysł na biznes zrodził się z pasji kolekcjonera. Z Panem Winylem rozmawiamy o nieopłacalnym streamingu, rzucaniu płytami, jak frisbee oraz o tym, jak najnowsze technologie łączą się z winylami.

Zacznijmy od początku. Jak to wszystko się zaczęło? Jak zaczęła się Twoja pasja związana z płytami winylowymi?

Pierwszy kontakt z płytami winylowymi miałem w latach 80. Mam dwie starsze siostry i byłem wtedy już na tyle kumatym szczeniakiem, że grzebałem w kolekcjach sióstr. Ale jedyne co mi przyszło do głowy to puszczanie płyt, jak frisbee. Pamiętam okładki tych płyt, to było „Wychowanie” T.Love oraz „Biała Flaga” Republiki – obie poleciały w łąki. Co ciekawe, mój tata po wielu latach te płyty znalazł. W „Książce o winylach” udało mi się tę historię opisać.

Jako nastolatek w szkole średniej w latach 90. słuchałem Hey, Nirvany, grunge,u. Wtedy kolekcjonowałem kasety, nie było mnie stać na płyty CD, a tym bardziej nie myślałem wtedy o płytach winylowych. Później, już będąc dorosłym, w 2007 roku pojechałem za chlebem do Anglii. Tam odkryłem pchli targ i wróciła moja pasja do kolekcjonowania. Odkryłem, że winyle są tam sprzedawane za bezcen. Przez pierwsze trzy miesiące moja kolekcja urosła od zera do 400 sztuk. Nie mogłem się nadziwić, ile tego dobra tam jest. Płyty kupowałem po 50 pensów. Za tę kwotę kupiłem pierwsze wydanie albumu „Join Hands” Siouxsie and the Banshees z podpisami wszystkich muzyków.

Domyślam się, że masz ją do dzisiaj.

Niestety nie. Zacząłem wtedy myśleć o tym, jak zarabiać dodatkowe pieniądze. Praca w fabryce nie była spełnieniem moich marzeń. W 2008 roku założyłem pierwszy sklep internetowy i pierwsze co musiałem zrobić, to sprzedać swoją kolekcję. Na dobre mi to wyszło, dziś jestem prezesem spółki produkującej płyty winylowe. Lubię myśleć, że pasja powinna się sama finansować.

Wiele osób będzie mieć w tej kwestii odmienne zdanie.

Wiem, że wielu osobom się to nie podoba. Zarzucają mi, że nie jestem prawdziwym kolekcjonerem, bo płyty zbieram również inwestycyjnie. Ale jestem długo na rynku muzycznym, znam go i uważam, że głupio by było nie wykorzystać tej wiedzy. Wiem, że na czymś mogę zarobić i kupić sobie album, który naprawdę chcę mieć w kolekcji. Łączę pasję z pracą i biznesem. Polecam to innym – jest to sposób na życie.

Co sprawia, że płyty winylowe przeżywają dziś swój renesans?

Winyle przeżywają renesans odkąd się nimi zajmuję, od jakichś 16 lat. Portal Luminate bada rynek sprzedaży płyt winylowych i od 16 lat stale notuje zwyżkę. Nie pamiętam dokładnych cyfr, ale by pokazać skalę – w 2007 roku produkowano powiedzmy 4 mln płyt rocznie na całym świecie, w 2023 roku jest to 400 mln sztuk. Te liczby nie są oczywiście prawdziwe, chodzi mi tylko, by pokazać, że nagle produkuje się o kilkaset milionów płyt więcej, niż 16 lat temu.

W dobie wszechobecnych serwisów streamingowych jest to bardzo zaskakujące.

Jest to właściwie absurd. Jesteśmy kulturą cyfrową i obrazkową, a tu nagle jakaś archaiczna płyta winylowa święci triumfy. I co najważniejsze – pozwala zarabiać artystom.

Dla mnie odpowiedź na następne pytanie jest oczywista, ale mimo wszystko je zadam. Co jest takiego fajnego w płytach winylowych?

Jest to przedmiot, który jest głęboko wpisany w naszą kulturę, współgra z muzyką od ponad 100 lat. Na początku były oczywiście płyty szelakowe, winyle powstały w latach 40. Moim zdaniem jest to pewne dążenie do zatrzymania tego, co ulotne. Możemy „złapać” jakąś ulotną chwilę, mamy obraz, mamy zdjęcie, mamy tekst. Ale również chcieliśmy uwiecznić dźwięk. Ze wszystkich dziedzin sztuki, dźwięk udało się uwiecznić najpóźniej. Dziś oczywiście możemy wszystko nagrać za pomocą telefonu i wszystko traci przez to wartość. Może właśnie dlatego płyta winylowa jest czymś wyjątkowym. Trzeba się wykosztować, by ją zrobić, materiał na winyl nagrywa się zupełnie inaczej, niż do streamingu. Może dlatego ludzie nie dają się tak naprawdę oszukiwać i kupują płyty.

Oderwanie muzyki od nośnika stało się faktem wiele lat temu. Mamy wspomniane liczne serwisy streamingowe, które dają niemal nieograniczony dostęp do praktycznie darmowej muzyki. Zapytam wprost – opłaca się dzisiaj wydawać nośniki fizyczne? Zwłaszcza, że ich nakłady nie są takie, jak 30-40 lat temu.

Jedyne co się dzisiaj opłaca, to wydawać nośniki fizyczne. Poza grupką wybrańców, na streamingach nie zarabia nikt, nawet te serwisy. Jest to deficytowy model biznesowy. Kto obserwuje firmy streamingowe wie, że to nie są firmy muzyczne. Są to firmy technologiczne. Stało się trochę tak, że Dolina Krzemowa i firmy technologiczne weszły ciężkim butem w świat muzyki i ją zniszczyła. Dziś próbują tę muzykę ratować, ale moim zdaniem tego się nie da zrobić. 40 lat temu artysta, który sprzedał singel w nakładzie 1 mln egzemplarzy zarobił ok. 50 tys. dolarów. Dziś ktoś, kto ma milion odsłuchów tego singla w streamingu dostaje 35 dolarów. Jest to patologia i dewastacja środowiska muzycznego. Steve Jobs pokazując iPoda zaznaczał, że Apple nigdy nie pójdzie w kierunku streamingu, bo jest to nieopłacalne. A sprzedając 1 mln singli po 99 centów, artysta zarobiłby prawie milion dolarów.

Na czym, w takim razie, może dziś zarobić artysta?

Badania pokazują, że dziś zarabia się na płytach winylowych, własnym merchu i koncertach. I nie mówimy o supergwiazdach, mówimy o ludziach, którzy chcą uczciwie żyć z tego co robią. Na szczęście powstają nowe rozwiązania – NFT (Non-Fungible Token), blockchain. Wierzę, że te rozwiązania są lepsze.

Na Twojej stronie internetowej znalazłem informację, że Dagadana to pierwszy polski zespół, który trafił na platformę NFT. Co to za platforma i z jakiego powodu jest to tak ważne?

Może od początku – blockchainem w kontekście muzyki zająłem się 3 lata temu. To są nowe technologie, to tzw. internet wartości. Żeby to łatwo zrozumieć – dzisiaj mogę Ci wysłać maila z informacjami „przyjdź do Mrowiska w Gliwicach, będzie fajny zespół, sprzedam Ci płytę Dagadany”. Ale gdybyśmy zrobili to za pomocą blockchaina to byłoby to coś w deseń „wysyłam Ci plik NFT, który jest Twoim dowodem zakupu tej płyty, przyjdziesz ją sobie odebrać”. Wtedy odsyłasz mi pieniądze na mój portfel, przychodzisz na spotkanie i pokazujesz potwierdzenie „to ja za tę płytę zapłaciłem”. Pozwala to stworzyć sieć bezpośrednich relacji między artystą, wydawcą i fanem. Nie ma tu innych pośredników.

Dalsza część rozmowy pod zdjęciem

Dagadana "Meridian 68" - płytę wydał Tomasz "Pan Winyl Olszewski.
Dagadana "Meridian 68" - płytę wydał Tomasz "Pan Winyl Olszewski. Paweł Kurczonek / Polska Press

Co to zmienia dla artysty? Gdzie jest jego korzyść?

Ta technologia pozwala artyście inaczej budować swoją gospodarkę. Nie musi się martwić o to, czy znajdzie milion osób, które posłuchają jego piosenki. Zastanawia się, czy znajdzie sto osób, które dadzą mu po 10 dolarów za to, co zrobił. Te pieniądze trafiają bezpośrednio do artysty. Uważam, że to bardzo ciekawe rozwiązania i warto zwracać na nie uwagę. Platforma Serenade, na której jest Dagadana, tworzy tzw. „digital pressing”. Na Serenade można znaleźć wielu artystów, są m.in. Liam Gallagher, 30 Seconds To Mars i The Kooks.

Idea jest taka, że pieniądze trafiają bezpośrednio do artysty. Kupując płytę otrzymuje się dowód własności cyfrowego pliku, czegoś takiego do tej pory nie było. Ma się dowód na to, że jest się właścicielem np. płyty z numerem 1. Dowód zakupu można w każdej chwili wystawić na rynek wtórny, a artysta korzysta na każdej transakcji wykonanej na takim pliku – jego portfel jest tam na stałe zakodowany. Nie da się pominąć artysty w łańcuchu sprzedaży.

Obecnie sprzedając płytę, artysta i wytwórnia zarabia tylko raz. Przykładowo wydania płyt Cool Kids of Death, które robiłem, kosztują dzisiaj nawet po tysiąc złotych na rynku wtórnym, a ani zespół ani ja nic z tego nie mamy. NFT zmienia tę sytuację i pozwala artyście i wytwórni czerpać zyski ze swojej pracy tak długo, jak te pliki będą w obrocie.

Nieznani, młodzi artyści raczej rzadko wydają swoje albumy na winylach. Częściej skupiają się na kompaktach i streamingu. Twoim zdaniem jest to uzasadniona ostrożność, by nie „utopić” sporej kwoty w winylach, których nikt nie kupi, czy jednak zmarnowany potencjał?

Uważam, że dzisiaj zbyt dużo młodych zespołów chce wydać pieniądze na winyl. Jeżeli nie mamy zapewnionej dystrybucji, to nie ma to sensu. Ale ja na miejscu zespołów przede wszystkim rezygnowałbym z darmowego rozpowszechniania swojej muzyki, przynajmniej w jakimś zakresie. Na przykład, żeby z nowego albumu, na którym jest 15 utworów, w streamingu można było posłuchać tylko 10.

Codziennie na serwisy streamingowe trafia ok. 120 tys. piosenek. 70 proc. z nich nigdy nie będzie odsłuchane. Żyjemy w świecie, w którym ludzie uważają, że wśród setek tysięcy artystów, właśnie im się uda. Nie uda im się! Nie uda im się, bo żeby zaistnieć w streamingu trzeba za to grubo płacić. Świat blockchaina odwraca to, nie potrzebujemy miliona obserwujących. Artysta jest w stanie normalnie żyć, jest w stanie utrzymać się ze swojej sztuki.

Młode zespoły wychodzą zapewne z założenia, że streaming jest łatwym sposobem na dotarcie do potencjalnego odbiorcy. Wychodzi w takim razie, że nie do końca jest to prawda.

Z mojego doświadczenia, z moich obserwacji wynika, że firmy technologiczne stosują bardzo dużo różnych sztuczek, a artysta nikogo nie interesuje. Badając materiały historyczne do „Książki o winylach” zauważyłem, że w procesie powstawania rynku muzycznego niewielu artystów było zainteresowanych tym procesem. Nie interesował ich ten rynek. Emil Berliner, który wymyślił płyty, głośno mówił o tym, że reprodukcja nagrań będzie dawać artystom możliwość zarabiania na tantiemach z każdej sprzedanej płyty. Firma Berliner, produkując płyty gramofonowe przez 30 lat, nikomu nic nie wypłaciła. Firma była na tyle cwana, że wiele wczesnych albumów wytwórni Deutsche Grammophon nie miało nawet imienia i nazwiska artystów, którzy te płyty nagrywali. Artysta zarabiał raz – za to, że nagrał. Dopiero później upomniano się o te prawa autorskie.

Artysta jest dziś w miejscu, w którym powinien otworzyć oczy i nie zastanawiać się „ile osób na świecie mnie słucha?”, ale „czy znajomi i sąsiedzi mają moją płytę?”. Wszyscy chcą być znani na całym świecie, ale gdy zapytasz, kiedy grali w lokalnym pubie to usłyszysz, że nigdy.

Jedną stroną przemysłu muzycznego są wytwornie i artyści, drugą – fani, kolekcjonerzy. Jak zacząć przygodę z płytami winylowymi? Trzeba od razu wydać 10 tys. złotych na sprzęt?

Można złożyć fajny, satysfakcjonujący sprzęt za 2-2,5 tys. zł. Można nawet zacząć od kilkuset złotych. Można pojechać np. na rynek staroci i odnowić znaleziony tam sprzęt, zdarza się, że bardzo dobry. Nie trzeba wcale szaleć, ale przy sprzęcie do słuchania płyt 10 tys. złotych to żadne szaleństwo. A później pozostaje zacząć kupowanie płyt zespołów, które się lubi. Reszta pójdzie z górki.

Jak dbać o płyty, by jak najdłużej cieszyły nas dobrym dźwiękiem?

One zawsze będą nas cieszyć dobrym dźwiękiem. Winyle się praktycznie nie zużywają. W Mrowisku spotykamy się z Bogusiem Ziębowiczem, który w Gliwicach jest dobrze znanym naukowcem. Bada płyty winylowe pod kątem jakości dźwięku, odporności nośników. Winyl słuchany nawet 250 razy nie ujawnia spadku jakości, a nie wiem, kto tyle razy słucha jednej płyty. Warto oczywiście zadbać o to, by je od czasu do czasu umyć. Warto również je przewietrzyć, żeby papier okładek nie nasiąknął zapachem stęchlizny.

Pamiętajmy, że płyty są do tego by ich słuchać, by ich używać, by nimi się dzielić i nimi cieszyć. Winylowa pasja jest połączeniem tych wszystkich rzeczy. Myślę, że warto zacząć od podejścia, które bierze pod uwagę styl życia. Jak powiedział Gandalf do hobbita „trzeba uważać, żeby nogi za próg nie wystawić, bo nie wiadomo później, gdzie te nogi poniosą”. Ja mówię, parafrazując, że trzeba uważać przy kupowaniu tego pierwszego winyla, bo później się okazuje, że mija trzydzieści lat i buduję dom, w którym będzie specjalny pokój odsłuchowy i wzmacniany strop, bo tam będą 4 tony winyli.

Na zakończenie pozostaje zapytać, czego życzyć osobom takim, jak Ty? Czego życzyć wydawcom i promotorom działającym w dzisiejszym świecie?

Wszystkiego winylowego!

Rozmawiał Paweł Kurczonek.

Zobacz także

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera