Nasza Loteria

Historia II wojny światowej: Katowice trzeciego i czwartego dnia wojny

Damian Fierla
Mogiła Józefa Pniaka z Będzina, poległego podczas walk na Śląsku.
Mogiła Józefa Pniaka z Będzina, poległego podczas walk na Śląsku. Arkadiusz Dominiec - archiwum prywatne. Muzeum Śląskiego Września 1939 roku w Tychach
Rankiem 3 września część niemieckich oficerów umawiała się na obiad w katowickich restauracjach. Ci, którzy przeżyli, mogli się być może spotkać na kolacji. I to dopiero następnego dnia.

Z dwóch stron - od Chorzowa i od Mikołowa

W dniu 3 września Wojsko Polskie zaczęło opuszczać Katowice. Tuż za polskimi jednostkami posuwała się 239. Dywizja Piechoty generała Ferdinanda Neulinga, który uważał, że weźmie miasto z marszu, bez żadnych walk. Jakież musiało być jego zdziwienie, gdy niemieckie oddziały przednie zostały powstrzymane przez oddziały składające się głównie z harcerzy i powstańców. Opór był tak silny, że niemiecka straż przednia została zmuszona do chwilowego odwrotu.

Tego dnia władzę w mieście przejęła Katowicka Komenda Powstańców Śląskich. Obroną kierował Jan Faska, były powstaniec, który tuż przed wybuchem wojny powrócił do kraju z emigracji w Brazylii. W mieście pozostał batalion powstańczy Nikodema Renca, wspomagany przez 11. Kompanię Strzelecką kapitana Mariana Tułaka. Przez cały trzeci dzień września żołnierze polscy wraz z powstańcami wypierali z Katowic, Chorzowa i Świętochłowic nie tylko niemieckie oddziały dywersyjne z tak zwanego Freikorpsu, ale także jednostki regularnych oddziałów Wehrmachtu. Niemcy zaskoczeni byli zażartością obrońców i ponoszonymi stratami. Propaganda niemiecka twierdziła, iż województwo śląskie nie będzie właściwie zdobywane, lecz wyzwalane spod polskiej okupacji. Dywersanci i żołnierze Wehrmachtu mieli być owacyjnie witani przez ludność Śląska. Było jednak inaczej.

Chorzów broniony był przez 3. Kompanię Powstańczą Edmunda Mańki, który mimo przewagi niemieckiej postanowił zostać i chronić ludność cywilną nie tylko przed nadchodzącymi od strony Bytomia jednostkami niemieckimi, ale przede wszystkim przed miejscową niemiecką społecznością. Mieszkający w Chorzowie Niemcy od kilku już dni atakowali harcerzy, powstańców, policjantów, działaczy społecznych i ich rodziny. Heroiczna decyzja Mańki o pozostaniu w Chorzowie umożliwiła ucieczkę wielu polskim rodzinom, co uchroniło je od linczu.

Lotne oddziały Tułaka, Mańki i Renca wyparły z Hajduków Wielkich jednostki miejscowego SA i dywersantów z Freikorpsu Ebbinghaus, jednostki podległej niemieckiemu wywiadowi – Abwehrze. Jej trzon stanowili Niemcy mieszkający na Górnym Śląsku, głównie z Gliwic, Bytomia i Zabrza, którzy dowodzeni byli przez oficerów z pułków SA z Gliwic i Raciborza. Od pierwszych godzin wojny członkowie Freikorpsu dali się poznać jako bezwzględni mordercy, posłusznie wykonujący każdy rozkaz.

Kompania powstańcza dowodzona przez Franciszka Kruczka obsadziła szkołę przy ulicy Markiewki, kopalnię „Ferdynand” oraz stację benzynową na rogu ulic Zamkowej i Paderewskiego. Oddział liczył 15 powstańców i 20 członków Organizacji Młodzieży Powstańczej. Dzielnicy Zawodzie próbował bronić oddział powstańczy Karola Orendorza. Harcerze, powstańcy i ochotnicy, zgłaszający się po broń do gmachu Policji przy ulicy Żwirki i Wigury, usiłowali utrzymać w polskich rękach główne obiekty Katowic.

Obrońcy zajęli czternastopiętrowy „Drapacz Chmur”, budynki Dyrekcji Policji, Dyrekcji Polskich Kolei Państwowych, Teatru Śląskiego i Komunalnej Kasy Oszczędności. Tocząc zacięte boje garstka obrońców nie dopuszczała do głównych miast śląskich ani regularnych jednostek Wehrmachtu, ani Freikorpsu, doskonale uzbrojonego przez niemiecki kontrwywiad wojskowy. W nocy z 3 na 4 września oddziały niemieckich dywersantów, wspierane przez członków „Niemieckiego Związku Ludowego dla Polskiego Śląska” – Volksbundu, podejmowały kolejne próby zajęcia kluczowych części miast, jednakże żadna z nich nie przyniosła Niemcom sukcesu. Niestety, 4 września w godzinach porannych ostatni oddział Wojska Polskiego musiał opuścić Katowice. W mieście pod bronią pozostali jedynie powstańcy śląscy i harcerze.

Ostatnie walki

Tego samego dnia rano miały miejsce wydarzenia w Parku im. Tadeusza Kościuszki. Znajdująca się tam 50-metrowa wieża spadochronowa służyła 73. Pułkowi Piechoty jako punkt obserwacyjno-meldunkowy. Po ogłoszeniu rozkazu wycofania się ze Śląska wojsko opuściło obiekt. Został on ponownie zajęty przez cywilnych obrońców Katowic. Różne źródła podają odmienne wersje wydarzeń dotyczących obrony wieży spadochronowej. Istnieją relacje głoszące, że byli to harcerze z Katowickiego Hufca ZHP. Inne podają, iż harcerzy wspomagali gimnazjaliści, jeszcze inne twierdzą, że byli to cywilni obrońcy miasta i powstańcy. Nie jest znana ani liczba, ani wiek, ani też nazwiska obrońców. Udokumentowane jest tylko to, iż z wieży ostrzelano ogniem karabinu maszynowego oddziały niemieckiej 239. Dywizji Piechoty. Żołnierze 444. Pułku Piechoty pułkownika Ericha Höckera oraz 58. i 68. Pułku Piechoty z Opola odpowiedzieli ogniem artylerii przeciwpancernej kalibru 37 mm. Według jednej z wersji wydarzeń obrońcom udało się ewakuować nim pocisk trafił w wieżę, według innych – wszyscy znajdujący się na wieży zginęli, a ich ciała zostały zrzucone na ziemię przez żołnierzy niemieckich i członków Freikorpsu.

Ostatnim bastionem obrońców Śląska stał się teraz budynek Domu Powstańca Śląskiego przy ulicy Jana Matejki. Mieściła się w nim siedziba Związku Powstańców Śląskich. Budynek został zajęty przez harcerzy, którzy zatrzymali na pewien czas kolumnę niemiecką, zmierzającą do centrum Katowic ulicą Mikołowską. Niemcy zostali także ostrzelani w rejonie kościoła Św. Piotra i Pawła przez oddział powstańczy Franciszka Feige, prezesa Związku Powstańców Śląskich w powiecie katowickim. Kompania powstańcza por. Franciszka Kruczka zdobyła teren kopalni „Katowice”, inni powstańcy i harcerze zajęli pozycje obronne w Liceum im. Marii Skłodowskiej-Curie. Po wkroczeniu oddziałów Neulinga na katowicki rynek doszło do kolejnej wymiany ognia. Tym razem członkowie Samoobrony Powstańczej prowadzili ostrzał z dachu Teatru Śląskiego i z kościoła ewangelickiego przy ulicy Warszawskiej. Krótkotrwałe walki rozgorzały również w rejonie dworca kolejowego PKP, który zdobyły oddziały „Freikorpsu Ebbinghaus” oraz w rejonie katowickiej Hali Miejskiej, pierwszego w Polsce supermarketu. Według oficjalnych dokumentów podczas walk 4 września Niemcy stracili w Katowicach około 15 zabitych i 26 rannych żołnierzy Wehrmachtu i kilkudziesięciu bojówkarzy Freikorpsu.

Zabijali powstańców, kolejarzy, listonoszy, księży, dzieci…

Tylko w pierwszym dniu niemieckiej okupacji Katowic Wehrmacht, Freikorps i niemiecka ludność cywilna dokonali około 750 samosądów na mieszkańcach Śląska, złapanych na ulicach w mundurach polskich służb państwowych lub harcerskich. Na samej ulicy Zamkowej oddział Freikorpsu rozstrzelał około 250 osób. Znaleźli się wśród nich nieustraszeni obrońcy Katowic: Franciszek Feige i Nikodem Renc z synem Józefem. W Parku im. Kościuszki żołnierze niemieccy rozstrzelali około 500 podejrzanych o tzw. antyniemieckie wystąpienia. Na ulicy Jagiellońskiej – 8 osób. Egzekucji tych dokonały regularne jednostki Wehrmachtu. Nieokreślona liczba mieszkańców Śląska została zamordowana w piwnicach hotelu „Christliche Hospiz”.

Zabijano zarówno kilkunastoletnie dzieci, jak i ludzi w podeszłym wieku. Rozstrzeliwano wszystkich posądzonych o stawianie oporu i udział w walkach po stronie polskiej. Ciała zamordowanych od 4-go do 6-go września Polaków przewożono do kostnic w szpitalach przy ulicy Mikołowskiej, przy ulicy Raciborskiej i ulicy Francuskiej. Świadkowie podają liczbę zamordowanych na około 100 powstańców, 30 harcerek, 50 harcerzy, kilkudziesięciu żołnierzy polskich, a także nieokreśloną liczbę cywilów. Pracownicy szpitali podkreślali, że wiek harcerek i harcerzy wahał się pomiędzy 11-tym a 15-tym rokiem życia. Tych, którym udało się przeżyć pierwsze dni niemieckiej okupacji, wywożono do obozów przejściowych w Nieborowicach i Pilchowicach pod Gliwicami i do Skrochowic pod Opawą. Uwięzionych zabijano bez sądów, często pozorując próby ucieczki.

W dniu 8 września w lasach koło Pilchowic zamordowano księdza Władysława Robotę, znanego polskiego działacza narodowego i społecznego, budowniczego kościoła parafialnego w Gierałtowicach i sędziego Trybunału Kościelnego w Katowicach. Morderstwa, gwałty i rabunek nie ustawały przez kilka następnych tygodni. Niemcy rozpostarli nad Śląskiem ciemną noc wieloletniego terroru, usiłując odebrać tej ziemi i ludziom wszelką tożsamość narodową i ducha wolności. Na szczęście – bezskutecznie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Śpimy krócej i coraz gorzej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

c
chisteryk
Podczas wojny Ślązaków terroryzowali Niemcy, a po wojnie ich aresztowali i wywieźli do ZSRR.
Wróć na dziennikzachodni.pl Dziennik Zachodni